czwartek, 13 sierpnia 2015

Czwórka z przodu.

Tak się stało, że w tym tygodniu na liczniku kilometrów pojawiła się z przodu czwórka.
Nie wiem czy 4000 km to dużo czy mało, ale wg mnie to już pewien wynik, dzięki któremu można więcej powiedzieć o skuterze.

Nie da się ukryć, że najtrudniejszy był okras 'docierania' skutera. A raczej jego poznawania i zaznajamiania się z jego możliwościami i reakcjami. Wówczas pojawiało się najwięcej usterek i niedoróbek, często wynikających z niezbyt solidnie wykonanej pracy w fabryce lub użycia nie najlepszej jakości materiałów. Gdzieś niedokręcona śrubka, gdzieś ułamany kawałek plastiku, etc.

Teraz (z grubsza to już od ponad roku) skuter eksploatowany jest dużo intensywniej niż wcześniej i jakoś nie widać dalszego istotnego pogorszenia stanu rzeczy.

Ostatnia naprawa napędu prędkościomierza (jeszcze przed wskazaniem 3000 km na liczniku) okazała się stosunkowo skuteczna, ale nadal nie wiem na jak długo. Póki co przejechane jest ok 1400 km od tamtej awarii, a licznik nadal nabija kilometry.

W międzyczasie zaczęła mocno klekotać na nierównościach przednia lampa. Prawdopodobnie ma to związek z demontowaniem i montowaniem tego elementu przeze mnie kilkukrotnie - np. w celu montażu podgrzewanych manetek. Zapewne ułamał się jakiś zaczep mocujący i teraz lampa nie trzyma się tak dobrze jak powinna. Co słychać zwłaszcza na nierównościach. Ale część winy przyjmuję na siebie.

Na siebie przyjmuję też winę za ostatnią przygodę z awarią manetki, która to podczas ruszania ze skrzyżowania najzwyczajniej zeszła mi z kierownicy. Ostatecznie zgubiłem sprężynę manetki i ta nie wraca już sama co pozycji '0', ale można się do tego przyzwyczaić (choć zdecydowanie wolałem, jak sprężynka była. Przyznam też szczerze, że awaria nie miałaby miejsca, gdybym po montażu podgrzewanych manetek prawidłowo je dokręcił do kierownicy. Niestety w trakcie pracy gdzieś zapodziałem śrubkę mocującą manetkę z boku i jej nie przykręciłem. Skończyło się jak się skończyło. Też moja wina. Mam nauczkę na przyszłość.

A jakoś na wiosnę miałem okazję sam wymieniać klocki hamulcowe w skuterze. Trochę dziwne, że po przejechaniu niespełna 3000 km klocki nadawały się do wymiany, ale być może to tylko przypadłość tych fabrycznych. Nowe po przejechaniu 1000 km nie wykazują istotnych oznak zużycia. Swoją drogą historia klocków to temat na zupełnie oddzielny post.

Podsumowując - po przejechaniu 4000 km stwierdzam, że ilość usterek jest na poziomie zadowalającym. Nie było żadnych usterek związanych z układem silnika, co być może miałoby miejsce przy silniku spalinowym (a na pewno byłbym po wymianie oleju, regulacji gaźnika, itp.) Nie było też usterek, które wykluczałyby skuter z jazdy. Na pewno mając dzisiejsze doświadczenie, nie zapłaciłbym 7000zł (cena salonowa) za nowy skuter Romet EV1. Ale w internecie pojawiają się oferty nowych lub używanych skuterów za mniej niż połowę tej ceny. I mając do wyboru średniej jakości skuter spalinowy za 3500zł lub skuter elektryczny za tę samą cenę (mimo iż też średniej jakości), skłaniałbym się ku temu drugiemu. Choć trzeba pamiętać o jego ograniczeniach, tj:
- ograniczonej prędkości do 45km/h (choć oczywiście spalinowe nie powinny jeździć szybciej)
- ograniczonym zasięgu do 50-70km
- konieczności ładowania z gniazdka - ergo konieczności posiadania do tego odpowiedniego miejsca

A lada dzień się przeprowadzam i prawdopodobnie będę musiał odstawić skuter w kąt, bo na razie nie widzę możliwości użytkowania go (tzn ładowania i parkowania) w nowym miejscu. Trochę szkoda...

środa, 1 kwietnia 2015

Nadrabiając zaległości

Sporo czasu od ostatniego wpisu, za co przepraszam, ale zasadniczo nie było żadnych nowych informacji do przekazania.

Zeszłoroczny sezon skuterowy zakończył się na początku grudnia, gdy już panowały przymrozki, a czasem nawet i solidne mrozy. Ciepło nie było, ale zamontowane podgrzewane manetki poprawiały komfort podróży.
Najistotniejszy był chyba fakt, że akumulatory okazały się mocno wrażliwe na mrozy, przez co zasięg zimą malał do ok 40km (2/3 letniej wartości). To już mało, ale dojechać i wrócić z pracy wciąż wystarczy.
Sezon bieżący już się dla mnie i skutera rozpoczął. Pierwsze wiosenne podrygi pogodowe były doskonałą okazją do powrotu na 2 kółka. A wszechobecne remonty drogowe w Łodzi tym bardziej mobilizują do przesiadki na coś bardziej mobilnego niż 18-metrowy autobus.
Akumulatory nie wróciły jeszcze do pełnej sprawności, ale z utęsknieniem czekam na lato.

Póki co wszystko gra i buczy.
Oby tak dalej.

sobota, 21 czerwca 2014

O pożalsięboże jakości podzespołów.

Ten temat wałkowałem już kilkukrotnie, nawet w pierwszych postach. Nie da się ukryć, że nie wszystkie podzespoły skutera są jakości takiej, jak można by sobie wymarzyć. Złego słowa nie mogę powiedzieć o układzie napędowym czy hamulcowym (czyli zasadniczo najważniejszych układach pojazdu), ale co jakiś czas trafi się jakiś babol, który psuje nerwy. Nie dlatego że uniemożliwia jazdę, ale dlatego, że jest irytujący.
I tak na przykład ostatnio po raz kolejny nawalił prędkościomierz. Tym razem nie było takich objawów jak poprzednią razą, po prostu w trakcie jazdy nagle wskazówka zegara opadła do 0 i tam już została. Podejrzewam, że to znowu linka (która była wymieniana 600km temu) i fakt pojawienia się usterki po raz kolejny jest najbardziej irytujący.
Manetka też zaczyna wydziwiać, ale przyznam szczerze, że moja ostatnia naprawa nie była całkiem dobrze wykonana i spodziewałem się, że kłopoty wrócą. Być może następnym razem lepiej bardziej się przyłożę.
No i tak samo rzecz się ma z gniazdem ładowania. Jest na tyle słabo przykręcone, że co kilkaset kilometrów trzeba mu regulować nakrętkę kontrującą. Nic wielkiego, ale zawsze.

Swoją drogą, przy okazji dokręcania tejże nakrętki, dowiedziałem się w końcu ile mam akumulatorów. Jest ich 4, każdy po 12V. Oznaczenia pojemności nie znalazłem na obudowie, ale z obliczeń wyka, że jest to w granicach 50-52Ah. Czyli jak zwykły samochodowy. I masa też taka, jak samochodowego. Póki co nie szwankują. Oby tak dalej.
Jak kiedyś będę bogaty, to zamienię je na litowe. Bo to takie modne...

piątek, 6 czerwca 2014

Łamiąca wiadomość - 63km na jednym ładowaniu!

W końcu!

W końcu miałem okazję, żeby sprawdzić jak daleko skuter pojedzie. Dziś, w różnych warunkach drogowych i raczej dość dobrych pogodowych (bez deszczu, temperatura 15-20 C), lwią część trasy pokonując z niewygodnym bagażem, udało mi się przejechać na moim Romecie EV 63km.
A to wcale nie był koniec jego możliwości!
Wprawdzie wskazówka naładowania była już w czerwonym polu, podczas przyspieszania nawet czerwonego brakowało, a przyspieszenie owo nie było tak dynamiczne jak jeszcze od rana, ale skuter jechał dalej.
Cieszę się, że katalogowe dane znalazły potwierdzenie w rzeczywistości. 60km to aż zanadto jak na codzienne wojaże do biura i z powrotem, ale - jak się okazało dzisiaj - to akurat tyle żeby wyskoczyć po pracy gdzieś dalej.

Od teraz już się nie boję o awarię z dala od ładowarki :)

A gabaryty przewożę tak:

czwartek, 5 czerwca 2014

Pół litra i w drogę!

Wbrew temu, co niektórzy mogliby pomyślec, nie będzie to post dotyczący powszechnego w Polsce problemu...

Post będzie o tym, że w końcu oficjelnie wiem ile kosztuje mnie jazda skuterem. Po ponad 1700 przejechanych kilometrach udało mi się podłączyć skuter podczas ładowania do urządzenia pomiarowego, które powiedziało mi po ładowniu ile energii do tego ładowania zużyto.
Po ok. 43 kilometrowej podróży i kilku godzinach ładowania, okazało się, że zapotrzebowanie na energię elektryczną u źródła (czyli w domowym gniazdku) wynosi 1,8 kWh.
Szybkie obliczenia matematyczne dająliczbę 4,1kWh/100km. Biorąc pod uwagę obowiązującą mnie cenę za prąd, koszt przejechania 100km na Romecie EV to ok 2,30zł.

A jest to ekwiwalent około pól litra paliwa.

Wszem i wobec teraz będę się chwalił, jaki to mój skuter jest oszczędny. A do tego jest też cichy i komfortowy :)

czwartek, 29 maja 2014

Zlot EV Żyrardów 2014

W dniach 10-11 maja 2014 odbył się kolejny już zlot pojazdów elektrycznych. Miałem niewątpliwą przyjemność gościć na nim, choć niestety tylko jednego dnia.
Na zlocie można było spotkać wszelkiej maści pojazdy elektryczne. Przeważały rowery, było sporo samochodów, a skuterów i motocykli było najmniej. Przynajmniej w sobotę. Oprócz mojego Rometa EV (który na zlot został dowieziony lawetą, bo sam jechałby pewnie ze 2 dni) pojawił się właściciel bardzo ciekawego Vectrix'a wraz z owym motocyklem.
Na motocykl Vecrtix oko miałem od zawsze, od kiedy tylko pojawiły się wzmianki, że coś takiego wejdzie do produkcji. Jak się okazuje, Vectrix'ów wyprodukowano całkiem sporo, ale w Polsce się nie do końca przyjęły. A w zasadzie wcale. Tak jak i inne pojazdy elektryczne.
Omawiany model był o tyle ciekawy, żę wymieniono w nim standardowe baterie żelowe na litowo-jonowe. Dzięki temu zmniejszyła się masa pojazdu, przy jednoczesnym zwiększeniu pojemności ogniw i co za tym idzie - zwiększeniu zasięgu.
Trudno jakkolwiek porównywać Vectrix'a i Rometa. Ten pierwszy jest pełnoprawnym motocyklem (choć wizualnie to tzw. maxi-skuter) - duży, ładny, szybki. Po wymianie baterii jego zasięg rzeczywisty w warunkach miejskich (70-80km/h) też jest przyzwoity (nie pamiętam jakimi liczbami operował właściciel - na pewno większy niż zasięg Rometa). Romet zaś wciąż pozostaje skuterem - miejskim pojazdem, majestatycznie i powolutku dążącym do celu. Jest na pewno tańszy w utrzymaniu (chociażby tańsze OC), ale w wersji fabrycznej nie powala. Tak naprawdę był jednym z dwóch pojazdów na zlocie, który nie używał baterii litowych. Drugim był sympatyczny (choć zapuszczony) Trabant, lokalnie jeżdżący właśnie po Żyrardowie.
Być może po zmianie baterii (a nie wiadomo kiedy to nastąpi) i mój Romet zyska na użyteczności?

Tymczasem ciepłe pozdrowienia dla wszystkich spotkanych na zlocie i do zobaczenia za rok!

Koniec gwarancji, ale nie koniec usterek

Udało mi się jeszcze przed końcem okresu gwarancyjnego oddać skuter do warsztatu na ostatnie kosmetyczne poprawki. Koło z przodu nie zostało do końca wyważone – ponoć tego się w skuterach nie robi, ale zostało zdjęte i założone na nowo, co poskutkowało poprawą właściwości jezdnych. Przy puszczeniu kierownicy jedną ręką, drgania są znacznie mniejsze niż poprzednio.
Linka prędkościomierza wymieniona, znowu mogę podziwiać na zegarach jak powoli jadę.
Naprawiono też stopkę boczną, po rozłożeniu której znowu mam odcięcie zapłonu.

Niestety niedługo po odebraniu skutera okazało się, że manetka gazu też ma już najlepsze czasy za sobą. Coś przestaje w niej stykać, przez co silnik często „przerywa”. Na równych nawierzchniach jest ok, ale na mniej równych (dzięki, Polsko!) każda dziura to strata mocy. A skąd wiem że manetka? Zauważyłem delikatny luz (1-2 mm) na manetce w płaszczyźnie poziomej. Nawet na równych odcinkach, jeśli odsunę manetkę do zewnątrz (w prawo), czuję, że silnik przestaje kręcić. Po dosunięciu jej do lewej strony, moc wraca i skuter rwie do przodu. Zastanawiam się czy warto z tą głupotą jechać do warsztatu – ponieważ okres gwarancyjny już minął, pewnie policzą mnie jak za zboże. A po drugie i tak w końcu chciałem zajrzeć w bebechy pojazdu, więc jest jakiś pretekst. Póki co zostawiam jak jest, a przy najbliższej okazji spróbuję sam temu zaradzić.